Napiszcie jak w Waszej nawiedzonej rodzince przebiegają Święta Bożego Narodzenia, począwszy od organizacji, a na karpiu skończywszy.
Forma dowolna, może być na poważnie, zabawnie albo przerażająco - jak chcecie.
Jedna, wybrana przez skostniałe jury osoba zgarnie
"Łowce czarownic" wydawnictwa Jaquar.
Wpisy umieszczajcie w komentarzu poniżej.
Czas do środy, 14/12/2011, godzina: 21.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo całej kuchni porozrzucane były srebrzące się łuski karpia... w zlewozmywaku zasychały pozostałości jego wnętrzności... na kaloryferze leżały jego oczy, które ponoć po wyschnięciu naciśnięte strzelają... tasak, ostry nóż i krwawa ściera, spełniwszy swoje zadania, leżały na stole... na tym samym stole przy którym dziś wszyscy się spotykamy... w pokoju choinka ugina się od cukierków, bombek i innych jarmarcznych ozdób... jej piękno wyciekło wraz z sokami kiedy została zerżnięta... jeszcze pachnie, ale ulatniający się zapach jest tylko zapowiedzią gubienia igieł i powolnej, nieuniknionej śmierci... nagle myśl, że coś żywego trzeba poświęcić żeby tradycji stało się zadość łapie mnie za gardło i czekam tylko na koniec uczty, aby wreszcie wyjść i porozmawiać ze swoim psem, który jak co roku będzie się żalił na swój pieski żywot.
OdpowiedzUsuńelff@o2.pl
Dwa świąteczne skrzaty domowe niewolniczo harują przy garach. Karpia nie ma, bo żyjemy z nim jak pies z kotem: od czasu, gdy ta tłusta ryba zaatakowała mojego tatę (oczywiście w ramach pośmiertnej zemsty! Ale każdy chciałby spędzić wigilijny wieczór na poczekalni pogotowia…), to na stole rybka ląduje, owszem, ale tylko gdy nazywa się śledziem. Choinka jest kwestią sporną- wszyscy chcemy, żeby stała dumnie w kącie. Żeby świeciła i żeby obwieszona była cukierkami –w przeciwnym razie nie ma sensu jej stawiać. Tylko nie ma kto tego krzaka przystroić, przez co zgrzytamy na siebie zębami, łypiemy chmurnie oczami i co jakiś czas zawieszamy ozdobę- przecież to takie „rodzinne” zajęcie! W tym roku nasze cukierki mają kształt butelek alkoholu - cukierki z alkoholem zawsze dobrze wyglądają i małe dzieci można bezkarnie wyrzucić spod drzewka. Kolacja jest pożerana w zastraszającym tempie, ponieważ każdy chce już dorwać się do prezentów bezczelnie podłożonych jeszcze przed kolacją. A potem… Potem jest sielanka. Po kolejnych dokładkach nie jestem w stanie się przemieszczać inaczej, niż turlając się. Przez kolejne dwa dni pielgrzymujemy do rodziny, która pamięta o wnuczętach i wszelkich innych odmianach mnie i mojego brata, przez co trochę mniej się krzywimy na myśl o rodzinnych spędach. Siedzimy wtedy nieco otępiali i liczmy godziny nad ogórkiem i szynką. Ale nikt nie biega za nami z zamiarem unicestwienia, więc dobrze jest!
OdpowiedzUsuńmeglau7@wp.pl
OdpowiedzUsuńNiestety nie mogłam przesłać wcześniej, ponieważ ilekroć chciałam to zrobić, coś się zamykało i nie dawało. Dopiero teraz (matak myślę) zadziałało. Mam nadzieję, że zostanie mi to przebaczone.
Zasiadam do stołu. Po kolei wchodzą Mumia(moja mama) Zasuszona Mumia (tata) i mumia(siostra). Przywołuję ich gestem ręki.
-Drodzy zebrani. Jak wiecie dziś mamy wigilię Bożego Narodzenia, więc…
-Idziemy na lody- mumia się ucieszyła
-Nie, bo jak przytyjesz jeszcze bardziej to ziemia zapadnie się pod tobą- zgasiłam ją.
-Zeżremy psa sąsiada- Zasuszona Mumia bardzo nie lubił sąsiadów.
-Tato, to czas przebaczania!
-Przecież mówię, ze zjem psa, a nie właściciela!
Westchnęłam. Ciężko być normalną.
-Mamo, może ty coś powiesz?
-Proponuję iść do cerkwi.. – rozmarzyła się.
-Nie!!!- wszyscy zgodnie krzyknęliśmy. Wszyscy pamiętaliśmy co się działo rok temu. A szczególnie popa, który próbował mnie ochrzcić winem mszalnym, a potem poczęstować mumię (lat 7). Następnie zostaliśmy wypędzeni przez egzorcystę Wędrowycz imieniem, który nie chciał się podzielić flaszką z Zasuszoną Mumią.
-To, co robimy?-Mumia posmutniała.
-Nie wiem…- jakoś te święta co rok mnie wykańczały. Postanowiłam nie organizować więcej wielkich wigilii w stylu zebrania całej rodzinki, bo ostatnim razem moja bielizna wylądowała pod blokiem, czekoladki zostały wyżarte, a alkohol… Nawet nie mogę o tym mówić. BARBARZYŃSTWO!!! Co jak co ale alkohol mogli krwiożercy zostawić! Szczególnie wódkę od dzieciaka Wędrowycza…. Na szczęście nie mogłam zaspokoić swojej chęci do zemsty, ponieważ stwierdzono nazajutrz 3 zgony, śmiertelne w dodatku. mumia snuła nawet przypuszczenia, że to od wódki wędrowyczowskiej, ale dałam jej lalkę Brangelinę i się przymknęła.
-To może pojedziemy na Florydę? - mumia wysunęła ideę.
-Ty ułomie! Weź nie gadaj lepiej. Oto gry plan. Nie będziemy nic robić i pójdziemy spokojnie spać.
-NIE!!!!- tym razem krzyk był ogłuszający.
-No to chcecie?
-Iść na lody!
-Do cerkwii!
-Zjeść psa!
-Nie oglądać choć raz Kevina- zasugerowałam cicho.
Zamilkli. Chyba się wreszcie domyślili, że trochę ciężko być jedynym normalnym.
I tak samo jak od kilku lat (oprócz wspomnianego wypadu do Cerkwi i zjazdu familijnego) wylądowaliśmy przed TV . Oglądaliśmy transmisję pasterki z mszy, zajadaliśmy się lodami, a na przystawkę (!) tato przyniósł dzikiego zwierza jak to określił. I wiecie c? Chyb a nie chcę wiedzieć co to było za zwierzę…
Mikada - podeślij adres do wysyłki książki na moniurka@kostnica.com.pl
OdpowiedzUsuńGratulujemy!